Warszawski sen
Marek Staszyc
Utworzone 11.04.2012
Totem władzy, paranoiczne dziwactwo zdobywcy: Pałac Kultury i Nauki w Warszawie. Zajrzeliśmy tam raz jeszcze. Do jego czeluści poprowadzili nas Michał Szuszkiewicz i Dorota Kozieradzka: w galerii Studio można było obejrzeć ich filmy o zapomnianych fundamentach budowli Stalina.
W projekcie "Legenda" narzuca się oniryczna, wręcz baśniowa tonacja - w końcu chodzi o legendę. To nawet pewien atut tej pracy, bo zyskuje ona na nastroju: ulotna aura, pewien zaczarowany powiew oplata widza. Nie opuszcza nas uczucie niezwykłości - a może i grozy - ale wypada się zastanowić, czy ten ponury dysonans nie doprowadzi nas do ciekawszych odkryć. Bo przecież nie jesteśmy w magicznym lesie, lecz w brzuchu potężnego molocha, gigantycznej maszynerii, fabryki raczej niż opuszczonego pałacu.

W ciemnej sali na ekranach przewijają się wizualne opisy wypraw po gmachu. W sali piętro niżej z ekranu wpatruje się w nas kobieta znieruchomiała w biurowej scenerii. Ubrana jest w stylu sekretarek z lat młodości pałacu. Ta trywialność ma w sobie dziwne napięcie. Sekretarka jest niesamowita, jej wielkie oczy i bezruch sugerują, że wzrokiem ogarnia obraz przerażających zdarzeń. Niczym Benjaminowski Anioł Historii spogląda ku ruinom przeszłości. Z tych ruin powstał piękny pałac, którego jest teraz więźniem, a może jednocześnie strażnikiem? Opisana przez Waltera Benjamina figura anioła pasuje na przewodnika po pałacowym labiryncie. Trudno przecież o bardziej sugestywny pomnik absurdu i znoju minionego czasu niż ta monstrualna wieża. Dla niemieckiego filozofa historia niosła ze sobą rozpad. Najlepiej ten stan (czy raczej brak) rzeczy oddawała zdaniem myśliciela alegoria Angelus Novum, którą zobaczył w słynnym obrazie Pola Klee. Gnany przez dzieje wiatrem postępu Anioł bezskutecznie próbuje się zatrzymać i ocalić cokolwiek z nieustannej pożogi, którą historia zostawia za sobą. Sam Benjamin, jak wiemy, nie uciekł przed historią, ale domagał się krytycznej historiografii, zdolnej ożywić dawno pogrzebane nadzieje. W zgodzie z tym postulatem instalacja w Studio pozwoliła wybrzmieć tęsknotom zasypanym przez czas, przywołała zapomnianą wiarę w poprawę losu, którą winna przynieść przyszłość. Marzenie o utopii przywalone fundamentami "Pekinu" [PKiN] wyraża narracja wystawy - czule naiwna legenda o wysłanym przez bogatych biedaku podróżującym do podziemnego źródła, gdzie zmagazynowano wielki skarb. Okazało się, że źródło jest puste. Rozżalony niepotrzebną mitręgą zapragnął, by miasto bogatych obróciło się w ruinę, a z jego zgliszczy zbudowano piękny pałac. Marzenie urzeczywistniło się siłą absolutnej władzy, przekonanej, że działa w imię sprawiedliwości i historii.

Przeszłość ciąży nam jak wielki kamień u szyi. Jej trwała obecność przybiera czasem formę nostalgicznej mody retro bądź historycznych wypraw po zapomniany skarb utopii w zakurzonych archiwach rewolucji sprzed stu lat. Przeszłość kusi smakiem utraconej świeżości i harmonią - albo męczy niezaleczoną blizną. Którą wersje wybierzemy, jeśli dostaniemy wybór? Sentymentalizm i koszmar w jakiś perwersyjny sposób łączą się w projekcie "Legenda" Szuszkiewicza i Kozieradzkiej. Naiwne marzenia sekretarki, może o wspaniałej przygodzie podczas balu w jednej z gigantycznych sal Pałacu, proste fantazje zwykłych, "biednych" ludzi spełniają się w zaczarowanej, posępnej budowli, to Grassa, który napisał: "Melancholia i utopia są orłem i reszką tej samej monety". Z perspektywy mieszkańca Warszawy historia pałacu wydaje się pisana przez kogoś obcego, ale przecież żerowała na marzeniach bliskich każdemu "biednemu sercu". Oddany do użytku w 1955 roku gigant zastąpił całe miejskie centrum zamienione w 1944 roku w cmentarną dziurę, nosił imię oprawcy milionów ludzi. Należy do miasta, a jednocześnie ciągle przypomina twierdzę obsadzoną przez wrogą załogę w zdobytym mieście. Jest znakiem Traumy. Czy również żalu po stracie? Marek Bieńczyk adresuje swój esej do tych, "co nigdy nie odnajdą straty". Wędrowiec z "Legendy" nic nie odnalazł, bo kuszone pamięcią wędrówki prowadzą donikąd.
Pamięć, jak sądzę, to kolejny temat "Legendy". Pamięć to broń biednych przeciwko historii - napisał francuski historyk Pierre Nora. Być może ta teza to klucz do zrozumienia piorunującej inflacji pamięci. Zdemokratyzowana, oddana władzy uczuć i emocji vox populi, wolna od jakiegokolwiek urzędowego autorytetu wylewa się w każdym zaułku, zwłaszcza Warszawy. Pozytywizm Nietzschego zachęcał, aby przeszłość uznać za plastyczną formę, korygowaną zgodnie z aktualnymi potrzebami. Zapomnijmy lepiej o tym, co utrudnia życie wspólnocie, a przynajmniej spróbujmy. Dzieje się jednak inaczej: demokracja jaką znamy hołubi dawny heroizm i ofiary. Polska bije chyba światowe rekordy w organizacji historycznych rekonstrukcji. W tej inflacji pamięci Pałac wydaje się zawodnikiem bez konkurencji. Choć nikt nie chce o nim pamiętać, on zapomnieć o sobie nie daje.

Inflacji pamięci towarzyszy coraz głośniejsze wołanie o nowe utopie, ale kto znajdzie siły na ich realizację? Bo obok radzieckiego pałacu (a może ponad nim) wyrósł o wiele potężniejszy, solidniejszy kryształowy pałac opisany przez Petera Sloterdijka - autentyczny raj dla biednych ludzi, lęgnących się w jego cieplarnianych warunkach. Gigantyczna hala ze szkła, przygotowana na światową wystawę w Londynie w 1867 roku, w przeciwieństwie do warszawskiego monumentu już nie istnieje. Strawił ją pożar w latach 30. Jakże jednak to przekonująca alegoria konstrukcji nowoczesnego gmachu społecznej sprawiedliwości i dobrobytu. Ten zachodni wariant utopii miał triumfalnie wieńczyć dzieje. Jednak podobno ten pałac już też się wali na naszych oczach. Czy będziemy go ratować? Musimy się znowu zmobilizować w imię nowej utopii? Jakiej władzy chcemy się oddać z wiarą, że utopia zwieńczy historię? Wcielanie utopii w życie wymaga przecież silnej władzy. Dyscyplinującej, kumulującej energię, wyznaczającej cele. Czy ktoś tęskni za taką władzą? Jej ślad znajdzie też na wystawie w galerii Studio. Pałac Kultury to idealny przykład fabryki produkującej sprawne trybiki utopijnego systemu.
Wystawa Szuszkiewicza i Kozieradzkiej odcina się od dosadności budowli, która gości ich prace. Subtelnie prowadzi nas do źródeł naszej pamięci i ukrytego tam żalu. Ale Pałac jednak stoi, uparcie. Nie daje o sobie zapomnieć. Nietzsche znowu miał rację: w pamięci pozostaje tylko to, co nie przestaje boleć.

Dorota Kozieradzka i Michał Szuszkiewicz, "Legenda", galeria Studio, Warszawa, 5.03 - 8.04.2012